styczeń 2020


a wszystko to, bo kocha żyć
19 stycznia 2020, 21:39

click here [song]

 

zasypiam z echem niewypowiedzianych słów

zabrałam roślinę by dać jej nowe życie

teraz patrzy się na mnie i żywi się wodą

często zapominam o trosce

ten kwiat się patrzy żyje jak ja

ale cały dzień spędza w jednym pokoju

pracuje jak mrówka

budzę się a ona zdążyła już spoglądać mi w łóżko

jest dyskretna tylko spogląda

jakby widziała swojego Boga albo Matkę

po prostu widzi we mnie coś innego

niż człowiek widzi tylko człowieka

tylko natura rozumie swoje dzieło

jest tu przy mnie i czuwa

wymieniam się z nią powietrzem

też oświetla ją Księżyc i widzi gwiazdy

a za dnia jednoczy się ze Słońcem

będzie rosła jak ja a gdy zabraknie wody

oddam jej swoje łzy by mogła dalej żyć

kiedy ja już nie będę mogła

a gdy umrę pragnę „zasadźcie ją ze mną”

jej korzenie ochronią mnie ona odda mi moją krew

chcę zjednoczyć się z Ziemią ale najpierw proszę

muszę przeżyć swoje najpiękniejsze życie

i tak jak moja zielona roślinka w pokoju

nabywać liście które więdną i rodzą się na nowo

póki się je pielęgnuje pamiętając że się żyje

trzeba żyć ja chyba chcę być sakurą

i poruszać serca w sezonie kwitnących

kwiatów wiśni.

 

"a wszystko to, bo kocha żyć"

19/01/2020r. (6 - zmiany osobiste/ towarzyskość)

 

    

Mag I

 

Leżę na ołtarzu mojego nieba

i wiem, że nie będę walczyć

piję kielich do dna

rzucam monetą

trzymam miecz

i wbijam kij

moje ruiny nieba

czy już piekła

nie wie nikt

Luna z okien zagląda III
18 stycznia 2020, 02:35

click here [song]

 

I pobladłaś w mniemaniu, świecisz coraz spokojniejsza

Nieco bledsza, zastygła, samotna w czarnym niebie

I tej nocy nie było nikogo wokół Ciebie

Nikt już nie zabije tego bólu, który masz od serca

 

Czy jako Księżyc masz duszę i myślisz jak ludzie?

I czemu pokazujesz swój urok tylko w zimne wieczory

Dzisiaj nie widziałam gwiazd wokół Ciebie

Świeciłaś jak ciemny blask na niebie utkwiony

 

Widzę Cię zamkniętą w kuli, dalej boisz się, że to wróci

Nie możesz chować się przed światem, bo to Cię udusi

Już nie jesteś cała, powoli zakrywa Cię cień trupi

A to nie znaczy wcale, że marniejesz w łzach ludzi

 

Ile jeszcze lat będziesz wisieć i wskazywać ludziom wybory?

Widzę Cię poszarpaną i pociętą w moich żaluzjach

Wiem, że chciałaś się pokazać tej nocy i patrzeć mi w oczy

Chciałaś się odbić we własnych oczach, w odbiciu i lustrach

 

Jeśli miałabym pokazać, gdzie można odnaleźć siebie

Wskazałabym wyłącznie na Ciebie w umarłym niebie

Nie w lato, jesień i wiosnę, śnieg winien pruszyć bielebnie

Kontrast czerni i bieli Królowej Lodu malującą pustkę

 

Wznosisz się nad szczyt, zaraz upadasz niemożliwie

Nie widać Cię wśród Ziemi czasem jakby na zawsze 

Rozbierając ten smutek skryty chcę ujrzeć nagą prawdę

Nie jesteś duszą rozpaczy, zaciskasz płatki śniegu w ręce

 

A może nigdy z powrotem nie zaświecisz w Pełni

Czy to, co pękło, pozwoliło Ci wypełnić wieczność?

ćssii…

        cisza

               cisza Księżyca

                                      ustał czas

                                                   wiatr tej nocy

                                                                      poszedł spać

 

17/01/2020r. (4 - siew, kalkukacja, niepokój, droga niepokoju, analiza)

 

    

Wisielec XII 

Nie możesz płakać na wieczność...
11 stycznia 2020, 23:59

click here [song]

 

Ona była wiedźmą, mówiła, że nie boi się ludzi i jest ze stali

Szła tak pewnie, jakby szła za rękę ze swoimi demonami

Nie spowalniała z kroku, nie dawała pokazać swojej miłości

Widziałem łzy spadające z jej twarzy, to nie były łzy rozpaczy

 

Ona była kimś więcej niż tylko człowiekiem w społeczeństwie

Nikt tak pięknie nie opowiadał mi o świecie i świecącym niebie

Ona nie mogła być moją różą, ona by mnie zabiła swoją miłością

Wiedziała wszystko, zanim mógłbym wszystko schować przed nią

 

To nie jest fatalna kobieta ani uosobienie diabłów w nocy

Ona jest sobą, przysięgła, nie będzie cicho kroczyć i patrzeć mi w oczy

Lecz nade wszystko widziałem, coś w niej głębokiego pękło tamtej nocy

Płakałem, chciałbym zrobić wszystko, ale gdy zamknąłem oczy

 

Nigdy więcej jej nie ujrzałem, słyszałem głośne krzyki serca martwicy

Bałem się, bałem się otworzyć oczy, bałem się, że to ją tam zobaczę

Nie będę mógł wymazać z głowy, będę widział łzy płynące z duszy

I chyba sam poczułem, jak gdyby ktoś zakrzyczał furtki lodem zakute

 

Ona nie wróci, ona poszła do Luny i zamknęła się z nią w kuli

A mnie na stokroć zeżre tęsknota, niech mi ktoś jej uśmiech przywróci

Jeśli słyszysz mnie tam wysoko na dnie, nie możesz mnie porzucić

Ja Ci serce moje skamieniałe i rozszarpane oddałem na wieczność

 

Ja się z klifu rzucać chciałem, widziałaś moje oczy żywcem rozpłakane

Umierałaś za wszystko i uciekłaś z oka mgnienia, ja twoją ciszę chcę słyszeć

I wolałbym już nigdy nie otwierać oczu, wtedy bym się nie dowiedział

Ciebie obok nie ma, przecież Cię nie było, jak mogłem tego nie przewidzieć

 

Teraz widzę widmo jedynie, doczekuję następnego miesiąca

Widzę Cię w Lunie, nigdy z powrotem Ciebie nie ujrzę

Gdzie jesteś nad niebem moja gwiazdo świecąca

Wiem, że kochać nikt Cię wcale nie chciał

 

Nie możesz płakać na wieczność
widzę jak krzyczysz w Pełni...

 

11/01/2020r. (7 numerologiczna – tajemnica?)

* Full Moon in Cancer

* Lunar Eclipse in Cancer

* Saturn and Pluto conjuction (12 January)

 

    

Wieża XVI 

 

Spowiedź z minionych lat
04 stycznia 2020, 23:34

pokochaj samego siebie, tego Ci życzę

 

click here [song]

 

Na szlak tego co jest

 I tego co było i będzie

Przyjdź tu na wieczność

  

Księżyc rozświetla mój pokój, a ja tańczę w agonii

Maluję skórę białym popiołem w mojej głowie

Dobrze, że człowiekowi nie zabronili jeszcze

Marzyć o świcie, że można umrzeć z miłości

 

Gdy miałam zaledwie piętnaście lat, zabiłam cząstkę siebie

Ale to nie tak, że przecież nie istnieję

Jak inaczej się nazwać, gdy samemu zabiło się miłość?

Gdy miałam zaledwie szesnaście lat, zrozumiałam

Czym jest cierpienie i czym jest prawdziwa tęsknota

Siedemnaście lat wybiło i poznałam jak odpłaca się karmę

Straciłam przecież parasol chroniący mnie przed kwaśnym deszczem

(Dalej tęsknię za Tobą Babciu, a gdy to piszę, zalewam się łzami)

A teraz mam lat osiemnaście

 

I to normalne, że znajdziesz się w momencie życia

Kiedy nie wiesz, co i jak, czy postępujesz słusznie

Lecz na wszystko błagam, nie zabij w sobie miłości

W ostatnim powiewie twej duszy tylko ona Cię przytuli

 

Jeśli będziesz patrzeć na ludzi wokół siebie

Nie zbudujesz na tym oazy, domu i jedności

Ci ludzie nie pójdą budować z Tobą szczytu do nieba

Nikt z nich nie otrze Ci łzy z twarzy, gdy zawiśniesz

I nie będziesz wiedzieć, co ze sobą zrobić…

 

Żyję jak pustelnik, zmieniłam miejsce zamieszkania i życie

Choć to parę kilometrów dalej, moje życie zmieniło się na stałe

Każdy się tu zna, a ja jak zbity pies siedzę tu w sobie sam

Ile razy podałam już dłoń, a ktoś napluł mi na twarz

Albo nikt nie umiał pojąć sensu mojego umysłu

 

Moje demony katują mi wyobraźnię w głowie

i to nie tak, że człowiek zwariował, bo siedzi mu zło głęboko

Nie istnieją ludzie bez Śmierci i nietkniętej ręki

Każdy przecież ma swoje problemy

 

To nie tak, że jestem sama i wszyscy winni mi współczuć

Dziękuję, kimkolwiek jesteś, że obdarzyłeś mnie wspaniałymi ludźmi

Którzy poszli, idą i będą szli ze mną na tę krótką drogę

A ja zapraszam już wszystkich razem do tańca

 

Modliłam się, żeby Bóg dał mi niezniszczalność

Bo bałam się, że ktoś przyjdzie i zniszczy mi duszę

Pragnęłam wszystkiego, czego nie sposób mi tu pisać

I wiedz, że wszystko od losu dostaniesz

 

Żyję, jestem tu ze wszystkimi, siadam do autobusu linii drugiej

Codziennie jadę do szkoły, zasypiam na ławce, biegnę po mieście

Bo czym jest życie bez tych małych rzeczy?

I jak głupia szukam drugiej ręki

 

Mam już dość życia samemu, mówienia „tak jest lepiej”

Bo nigdy nie było i nigdy nie będzie

Nie da się żyć samemu, bo zaczniesz więdnąć jak liście

Na niepodlewanym małym krzewie na parapecie

Będziesz upadać powoli i do świtu

 A Twoją upadłość zamiecie pod dywan nowy właściciel (s)pokoju

 

Ja pragnę życia, pragnę małych rzeczy i kariery idącej z serca

Chcę kogoś, kto nie będzie przeżywał niedoskonałości życia

Bo ja chcę iść z kimś do najdroższej restauracji

I zarazem zasypiać w lesie pod gwiazdami

Patrzeć na chmury, które ilustrują różne odbicia

I móc komuś pomóc, zanim dotknie nas zbyt mocno

Ten czarny świt i długo, długo nic

chcę nauczyć się żyć...

 

Czy rozpoznasz mnie, gdy spotkamy się w Niebie?

04.02.2020r. (1 Numerologiczna - nowy początek)
"Spowiedź z minionych lat"

 

 

 

    

Szóstka mieczy