Spowiedź z minionych lat
04 stycznia 2020, 23:34
pokochaj samego siebie, tego Ci życzę
Na szlak tego co jest
I tego co było i będzie
Przyjdź tu na wieczność
Księżyc rozświetla mój pokój, a ja tańczę w agonii
Maluję skórę białym popiołem w mojej głowie
Dobrze, że człowiekowi nie zabronili jeszcze
Marzyć o świcie, że można umrzeć z miłości
Gdy miałam zaledwie piętnaście lat, zabiłam cząstkę siebie
Ale to nie tak, że przecież nie istnieję
Jak inaczej się nazwać, gdy samemu zabiło się miłość?
Gdy miałam zaledwie szesnaście lat, zrozumiałam
Czym jest cierpienie i czym jest prawdziwa tęsknota
Siedemnaście lat wybiło i poznałam jak odpłaca się karmę
Straciłam przecież parasol chroniący mnie przed kwaśnym deszczem
(Dalej tęsknię za Tobą Babciu, a gdy to piszę, zalewam się łzami)
A teraz mam lat osiemnaście
I to normalne, że znajdziesz się w momencie życia
Kiedy nie wiesz, co i jak, czy postępujesz słusznie
Lecz na wszystko błagam, nie zabij w sobie miłości
W ostatnim powiewie twej duszy tylko ona Cię przytuli
Jeśli będziesz patrzeć na ludzi wokół siebie
Nie zbudujesz na tym oazy, domu i jedności
Ci ludzie nie pójdą budować z Tobą szczytu do nieba
Nikt z nich nie otrze Ci łzy z twarzy, gdy zawiśniesz
I nie będziesz wiedzieć, co ze sobą zrobić…
Żyję jak pustelnik, zmieniłam miejsce zamieszkania i życie
Choć to parę kilometrów dalej, moje życie zmieniło się na stałe
Każdy się tu zna, a ja jak zbity pies siedzę tu w sobie sam
Ile razy podałam już dłoń, a ktoś napluł mi na twarz
Albo nikt nie umiał pojąć sensu mojego umysłu
Moje demony katują mi wyobraźnię w głowie
i to nie tak, że człowiek zwariował, bo siedzi mu zło głęboko
Nie istnieją ludzie bez Śmierci i nietkniętej ręki
Każdy przecież ma swoje problemy
To nie tak, że jestem sama i wszyscy winni mi współczuć
Dziękuję, kimkolwiek jesteś, że obdarzyłeś mnie wspaniałymi ludźmi
Którzy poszli, idą i będą szli ze mną na tę krótką drogę
A ja zapraszam już wszystkich razem do tańca
Modliłam się, żeby Bóg dał mi niezniszczalność
Bo bałam się, że ktoś przyjdzie i zniszczy mi duszę
Pragnęłam wszystkiego, czego nie sposób mi tu pisać
I wiedz, że wszystko od losu dostaniesz
Żyję, jestem tu ze wszystkimi, siadam do autobusu linii drugiej
Codziennie jadę do szkoły, zasypiam na ławce, biegnę po mieście
Bo czym jest życie bez tych małych rzeczy?
I jak głupia szukam drugiej ręki
Mam już dość życia samemu, mówienia „tak jest lepiej”
Bo nigdy nie było i nigdy nie będzie
Nie da się żyć samemu, bo zaczniesz więdnąć jak liście
Na niepodlewanym małym krzewie na parapecie
Będziesz upadać powoli i do świtu
A Twoją upadłość zamiecie pod dywan nowy właściciel (s)pokoju
Ja pragnę życia, pragnę małych rzeczy i kariery idącej z serca
Chcę kogoś, kto nie będzie przeżywał niedoskonałości życia
Bo ja chcę iść z kimś do najdroższej restauracji
I zarazem zasypiać w lesie pod gwiazdami
Patrzeć na chmury, które ilustrują różne odbicia
I móc komuś pomóc, zanim dotknie nas zbyt mocno
Ten czarny świt i długo, długo nic
chcę nauczyć się żyć...
Czy rozpoznasz mnie, gdy spotkamy się w Niebie?
04.02.2020r. (1 Numerologiczna - nowy początek)
"Spowiedź z minionych lat"
Szóstka mieczy