gorąca kawa na naszym najchłodniejszym sklepieniu niebios
czas tak łatwo jest czasem zatrzymać
w krótkiej chwili spadnie deszcz lub śnieg
ja przestanę widzieć przez szybę w samochodzie
lub przez gałki oczne załzawione deszczowe noce
wciąż to wokół widzę jakbym wczoraj wzięła oddech
powiedziałam to przed lustrem i zmartwychwstałam
nie wyleczyłam się z żadnej z moich ran
żyć idąc z tym jakby nie bolało
wciąż ukrywam łzy nosząc okulary i kaptury
moje oczy stają się bielsze gdy wewnątrz coś płacze
i tylko są bardziej krwiste ale myślę że lubię czerwień
ogród róż czerwonych ale czemu wszystkie umarły na zimę?
wtedy zaczynam gdzieś za wami tęsknić
nic was nie ogrzeje jak to słońce które niknie
schowajcie się pod warstwą białego śniegu
może kiedyś po zimie albo nawet gdy będzie po wiośnie
przyjdzie ktoś z kawą gorącą i usiądzie przy tym
co zabiła zima co przykrył śnieg i zostawił pod lodem chłód
ale wciąż wolę czekać na lodowe zmartwienie
na obsypane śniegiem gałęzie ciągnące się całe lasy
kroki wydeptane przez kogoś na śniegu
czekam na zimne ręce jak moje
zmarźnięte oczy ze szklanką wody i odrobiną sopli
na księżyc na niebie i ciebie gdzieś blisko mnie
mój słodki niemający żadnej mowy
mój mały księżycu czekam na czerń i biel
czekam aż wymienisz się ze mną dwoma kolorami
a resztę zostawimy za sobą bo nic więcej nie chcesz
nas nie interesuje nic prócz tych dwóch kolorów
którym jestem ja i którym jesteś ty.
01:08